Jesteś w: Strona główna / Opowiadanka

Opowiadanka

Wyjazd na kamieniołomy (Zakrzówek w Krakowie i Svobodne Hermanice-Czechy)

Dodano 2009-01-03

Tekst: Andrew (Andrzej Kowalski)    Foto: Adrew, Czarny (Rafał Krzewiński)

Dzień pierwszy:
7 listopada, wszystko dogadane, sprzęt przygotowany można ruszać.

Plan jest taki - ja wyjeżdżam z Giżycka jadę do Warszawy - zabieram po drodze Grubego, a potem Czarnego. Wyjechałem w nocy o pierwszej, drogi puste, więc u Grubego melduję się parę minut po czwartej. Gruby znosi kilka razy sprzęt i już po zapakowaniu majdanu zachodzimy w głowę gdzie się Rafcik pomieści...


Całe szczęście, że ten nie wybrał się z oddycharką bo z miejscem na prawdę mogło być kiepsko.
Jak normalny człowiek targnął zestaw 2x7 ale oczywiście musiał dorzucić boczniaka 7L, bo przecież jak inaczej...
Dalej ruszamy na Katowice, a później A4 do Krakowa na Zakrzówek. Tam po załatwieniu wejściówek parę minut po dziewiątej jesteśmy już w kamieniołomie.
Dobrze jest się czasem wczytać w lokalne zasady, bo deklarując nurkowania kursowe z instruktorem mięliśmy tańsze ładowanie butli i wstęp.
Pierwsze nurkowanie jak zwykle powala na nogi przejrzystością wody, bynajmniej nas nurków błotno-bagiennych. Z 14 metrów widać było powierzchnię, a to już coś Siedzimy w wodzie 55minut. Woda miała 5,5 stopnia C. Kręcimy się przy łódkach, zatopionych samochodach, cały czas przy pionowych ściankach kamieniołomu. Tego dnia światła nie było zbyt wiele, bo Zakrzówek powitał nas mglistą aurą:




Kilka fotek zrobionych, ale niestety już po chwili padają baterie w aparacie. Szkoda, ale fotki zrobione własnymi oczami tak szybko nie ulecą w niepamięć.








Pod koniec nurkowania wpadamy w las zawieszonych w toni kół - takie duże hula hop:) Wspaniała zabawka do ćwiczenia pływalności. Gruby z rozpędu próbował przestawić pół toru zaczepiając kilka hula hop zaworami ale okazało się to nie tak prostą sztuką. Hula Hop okazały się silniejsze od naszego klubowego Ursusa. Choć w pewnym momencie widząc zapał na jego twarzy myślałem, że jednak to on pokona te podwodne monstra 
Po południu zapada decyzja o nocnym nurku na Zakrzówku:) I tu w czasie tego nurkowania do zespołu dołącza się ciekawski szczupak. Tej bestii nawet światło nie odstraszało
Bebech miał wypchany tak mocno, że nie był w stanie się ruszać, tylko ciężko dyszał jak go osaczaliśmy z każdej strony.
No i ta klimatyczna mgła przepływająca w światłach samochodu - byliśmy jedyni na nurkowisku!

Dzień drugi:
Ponieważ następnego dnia zamierzamy wybrać się do Hermanic, a to z Krakowa około 200 kilometrów w jedną stronę postanawiamy zrobić jednego nurka na Zakrzówku a resztę energii zachować na podróż do Czech i dwa długie nurkowania w Svobodnych Hermanicach. Tego dnia Zakrzówek był dla nas wyjątkowo łaskawy i powitał nas pięknym słońcem. Jak to w niedzielę tłumy ludzi. I to różnych ludzi 
Byli goście (nie nazwę ich nurkami) podjeżdżający furą pod samą wodę z odkręconą muzą disco polo i tak przy otwartych drzwiach samochodu i dudniącym łupu cupu lansowali się przebierając i robiąc kolejne zaje-fajne, kolorowe nurkowanie OWD, po którym będzie mógł sobie wkleić kolejną naklejkę do logbooka . Ale był też gość, który przebrany w cały szpej chodził po całym Zakrzówku i pytał się: „czy możesz pożyczyć mi płetwy bo zapomniałem?"  Tak, tak z maską na twarzy i do połowy zamoczonym skafandrem - pewnie biedula dopiero będąc w wodzie zorientował się że nie ma płetw 
Ale nie o tym chciałem...
Ilość światła jaka wpadała pod wodę była nieprawdopodobna. Piękna gra cieni i refleksów świetlnych na ścianach kamieniołomów. Tego dnia wydawało mi się, że przejrzystość wody była jeszcze większa. Ale tym razem i my daliśmy ciała, bo aparat został w samochodzie  Kolejne 50 minutowe, piękne nurkowanie kręcimy się po lewej stronie drogi, przy zielonych łąkach traw i glonów, na których pasą się ogromne ławice ryb. Rewelacyjnie ukształtowana część tego zbiornika, ośmielę się nawet stwierdzić najpiękniejsza. Na głębokości około 8 - 10 metrów piękna zielona polana, pełna ryb z wieloma drzewami kończąca się urwiskiem skalnym opadającym w dół na głębokość około 24 metrów gdzie zaczyna się ścielić czarna warstwa złowrogo mglistego siarkowodoru. Jak dla mnie rewelacja:)
Właśnie tam zawisłem nieruchomo na około 17 metrach i patrzyłem w górę podziwiając przemieszczających się w promieniach światła nurków, ryby i ten niesamowity klimat kamieniołomu z wyrastającymi z zielonej łąki wielkimi drzewami. Bez wątpienia jest to jedno z najpiękniejszych miejsc nurkowych w Polsce, zdaniem Czarnego najpiękniejsze.

Dzień trzeci:
To główny cel naszej podróży. Wyjeżdżamy o 7.04. Czarny wściekły bo mamy 4 minuty spóźnienia  Lecimy A4 na Katowice, później Bielsko Biała, Cieszyn, Ostrawa, Opava i dalej zaczynamy lekko błądzić. Opisy, które znaleźliśmy w internecie nie były takie precyzyjne jak by sobie można było tego życzyć

 I mimo to, że niektórzy z nas już tam byli to musieliśmy zasięgnąć języka u tubylców. Drogi trochę przypominają dojazd do Błaskowizny:) Po trzygodzinnej podróży byliśmy przy kamieniołomie Svobdne Hermanice.



Szczerze mówiąc to gdzieś w głębi duszy wiły mi się czarne myśli, że nie zanurkujemy, bowiem pierwsze co zobaczyliśmy to brygada czeskiego wojska. Karetka i komora dekompresyjan wszystko to powodowało w mojej głowie, że to jakieś poważne ćwiczenia i za chwilę nam podziękują za wizytę.



Jednak okazało się, że nie tylko wojsko jest na parkingu, ale i paru „rekreacyjnych", więc od razu humor się poprawił. Zimno jak cholera, wiatr i jeszcze do tego w mgnieniu oka się zachmurzyło. Nie zastanawiając się wiele i widząc że ci, co przyjechali przed nami strasznie się grzebią, szybko się przebieramy i wchodzimy do wody. W pierwszej chwili rozczarowanie. Woda bez rewelacji, ale mógł to być efekt ćwiczeń wojska przy pierwszej platformie. Przepływamy obok mało porywającego wraku karetki pogotowia i płyniemy dalej przed siebie w głąb układających się w klin ścian kamieniołomu. Na około 20 metrach mój umysł dostaje pierwszą porcję dopaminy. W końcu jest krystalicznie czysta woda. Nasze światła sięgają co raz dalej i odkrywają kolejne tajemnice tego kamieniołomu. Już nie trzeba będzie tropić w mlecznej wodzie poręczówki.
Pierwszą ciekawą rzeczą jaką napotykamy jest duży keson. Z uwagi na szybko upływający czas i głębokości jakie są przed nami nie wchodzimy do środka tylko opływamy go i płyniemy dalej. Następnie róża wiatrów i prawdopodobnie całkiem niedawno zbudowana konstrukcja przypominająca nieco trójnóg studni. Całkiem fajne miejsce dla fotografów, ciekawa, duża konstrukcja stojąca w podwodnym wąwozie. Poręczówka prowadzi nas dalej dnem czeskiego kanionu do kolejowego semaforu. Tutaj woda jest chyba najładniejsza bo dookoła widać dosłownie wszystko - nikt tu dzisiaj na pewno nie pływał. Chwilę się tu kręcimy, bo dalej dno niepokojąco się wznosi - tak jakby to był koniec zbiornika. Okazuje się jednak, że na szczęście jest to chwilowe wypłacenie - wał ze starą pompą na jego grzbiecie, z którym dno znowu opada na prawie 30 metrów, ciągnąc się pięknie wzdłuż pionowych ścian aż do studni, która była dla nas celem number one. I tutaj już w komputerach pokończyły się czasy bezdekompresyjne:) Zatem czas do odwrotu, wracamy oczywiście tą samą drogą, ale już wypłycając. Dopiero pod koniec zbiornika gdy dopłynąłem do 5 metrów zgubiłem deco. Więc profilaktycznie jeszcze parę minut spędzonych przy pierwszej platformie i na powierzchnię Choć nurkowanie było długie to tym razem nikt nie zmarzł, ponieważ było bardzo dynamiczne, non stop w ruchu.

W przerwie między nurkowaniami snujemy opowieści dzieląc się wrażeniami z nurkowania, wpylamy twarogową paszę, którą przygotował Czarny (pychota, choć receptura owiana została tajemnicą ) oraz ucinamy sobie krótką drzemkę w oczekiwaniu na człowieka obsługującego sprężarkę w pobliskiej wsi. Całe szczęście, że Czarny posługuje się tubylczym dialektem, bo udało się dodzwonić do właściciela lokalnej sprężarki i umówić na ładowanie flaszek, bo gdybyśmy mieli jechać ładować flaszki do Ostrawy, to drugie nurkowanie w kamieniołomie byłoby już nurkowaniem nocnym.




W drugim nurkowaniu proponuję, aby popłynąć po powierzchni i tam przy opustówce zejść do studni. Tak też robimy. Wszyscy weszli do wody uśmiechnięci, ale po przepłynięciu kilkuset metrów miny były różne. Chwilka odpoczynku przy ogromnej pomarańczowej boi i lecimy na dół. W pierwszej minucie już jesteśmy przy studni - 37m. Tym razem nieco dłużej siedzimy. Czarny na chwilę znika wchodząc do studni, robimy parę fotek i tym razem baterie w aparacie znowu siadają. W drodze powrotnej wpływamy na głębokości około 30m w ogromny bełt pozostawiony prawdopodobnie przez „technicznych" nurków, którzy wcześniej tam się kręcili. Widoczność spada poniżej 1 metra i choć nie widzę swoich partnerów to doskonale słyszę hu....., ku....., pie..... . Niestety tym razem nie dane nam było zobaczyć wielkiego drewnianego trójnoga.



Tak czy inaczej uważam, że nurkowania w tym kamieniołomie można zaliczyć do dosyć prostych, trudno się zgubić a czysta woda ułatwia nawigację.
Problemem może być nieco zimna woda oraz to, że trzeba mieć ze sobą światło. No w końcu to nie Egipt :)

 

Andrew

 



Mam nadzieję, że w przyszłym roku jeszcze tam wrócę...